Some rant & thoughts
4 years ago
My dear watchers, do you socialize with other furries? Do you travel a lot? I wish I could. But when I was younger, I never had the money for that purpose - I supplied my family with my stipend and salary through the years. In 2017 I finally moved out and started my own living but very recently I found out that without my cash supply my family went into a debt spiral. Yeah, I saved some money I refurbished my flat and moved in with my wife, and stopped supporting my parents and this is the result. We have paid it off but still, I have to support them and I can't spend money on unnecessary things.
And I live in the pretty remote part of the country, in a small town, where literally nothing happens, except busting another meth lab and common petty crimes/occasional murder. I don't drive due to medical reasons and I can't afford myself a car anyway.
I found out that there are other furries even in my small town but they have ignored or simply blocked my signals. Well, it's been years and except for my brother and his GF, I have never met other furries. And honestly, I believe that such a hypothetical meeting would be super awkward because I don't have much to share, much to recollect, to tell - my life was always pretty boring.
But I wish I could meet someone other than my family. And travel some, see Japan, USA, Canada, Italy. But I can't, especially after I became a father. I kept my involvement in the fandom purely online and it's mostly offering the commissions and dealings with customers. I wish I could travel somewhere with the pack of trusted friends/furries, to enjoy something like a trip or convention or festival, feel alive, you know what I mean? I live in Poland for 36 years and I never visited Kraków or Warsaw or the Tatry Mountains, do you believe? Never because I was always broke/busy/whatever.
I haven't been on proper vacation since 2006. I work two jobs. Sometimes I play Call of Duty online and that's all.
Sorry for my rant in this dark gloomy shithole town. And caring for a little one is often very tiring and frustrating especially for my wife. Covid19 epidemic fucked up my income very much, I don't earn as much as I used to earn before. And prices are skyrocketing here in Poland, due to inflation.
And I live in the pretty remote part of the country, in a small town, where literally nothing happens, except busting another meth lab and common petty crimes/occasional murder. I don't drive due to medical reasons and I can't afford myself a car anyway.
I found out that there are other furries even in my small town but they have ignored or simply blocked my signals. Well, it's been years and except for my brother and his GF, I have never met other furries. And honestly, I believe that such a hypothetical meeting would be super awkward because I don't have much to share, much to recollect, to tell - my life was always pretty boring.
But I wish I could meet someone other than my family. And travel some, see Japan, USA, Canada, Italy. But I can't, especially after I became a father. I kept my involvement in the fandom purely online and it's mostly offering the commissions and dealings with customers. I wish I could travel somewhere with the pack of trusted friends/furries, to enjoy something like a trip or convention or festival, feel alive, you know what I mean? I live in Poland for 36 years and I never visited Kraków or Warsaw or the Tatry Mountains, do you believe? Never because I was always broke/busy/whatever.
I haven't been on proper vacation since 2006. I work two jobs. Sometimes I play Call of Duty online and that's all.
Sorry for my rant in this dark gloomy shithole town. And caring for a little one is often very tiring and frustrating especially for my wife. Covid19 epidemic fucked up my income very much, I don't earn as much as I used to earn before. And prices are skyrocketing here in Poland, due to inflation.
FA+

also sorry to hear that you're ignored by fellow furries in your vicinity. if they act that way then maybe it's for the better, too, who knows what crazy ideas run around in their heads...
best of luck. may 2022 treat you better than the past.
Teraz to chyba mało kto podróżuje, co najwyżej wyjedzie sobie na weekend nad okoliczny zalew czy jezioro. Pandemia klepie tyłki równo. Ja w ubiegłym roku w ogóle nie byłem na wakacjach. A w 2020 tylko na tydzień do Kudowy Zdroju pojechałem.
Jeśli chodzi o futrzaki, to chyba tylko 2 razy się spotkałem z innym futrzakiem IRL. Pierwszy raz było w 2008, z
Niby wiem, że są inne futrzaki w Radomiu, ale powiem szczerze, że nie chce mi się zbytnio z nimi integrować. Trochę pisałem z grupą na Telegramie, ale z tego co słyszałem to większość jest młodsza ode mnie o dobre kilka lat. Zresztą ja w tym fandomie jestem bardziej nastawiony na rysunek, niż na "styl bycia"~
Ja nawet w Krakowie nigdy nie byłem ani w Warszawie (byłem przejazdem tylko na dworcu), ogolnie boli mnie trochę dupa, bo zawsze albo bieda w domu, albo studia, albo praca, teraz dziecko i człowiek nic nie przeżył, nic nie zobaczył w sumie, ja pracuję nawet w niedziele i święta i czas mija mi bardzo szybko, przecież jeszcze niedawno był 2015 i zaczynałem swoją obecną pracą, no jakby to było miesiąc temu a to już 6ty rok leci, dni , miesiące, lata się zlewają w jedno, codziennie to samo. Nawet jak mam wolne to odsypiam albo w coś pogram/odwiedzę rodziców i znowu do pracy.
A jak mam wolne to siadam bo zawsze jakiś komisz jest do zrobienia, to też praca w sumie i się odechciewa mi wszystkiego.
Cóż, przynajmniej masz dziecko i żonę, ja będę miał 35 w tym roku i nie mam ani jednego ani drugiego. Introwertyk byłem przez kilka lat i teraz próbuję sił wbić się znowu w społeczeństwo, konto na Tinderze mam, ale ciężko tam znaleźć sensowną dziewczynę do rozmowy. Paszczury, które myślą, że są księżniczkami i paź będzie ich zabawiał. Ok, dam szansę "średniakowi", rozpisuję się na 3-4 zdania o tym gdzie pracuję i pytam się jej "co robi na co dzień?". "Pracuje"... kurwa, jedno słowo odpowiedzi, bez kropki, bez jakiejkolwiek chęci kontynuacji rozmowy. To po jakiego wała jesteś na tej stronie kartoflu, skoro "parujesz" się z ludźmi i nie masz nawet ochoty wymienić się kilkoma wiadomościami xD
Tak, witamy w dorosłym życiu, którego tak bardzo się pragnęło będąc dzieckiem. Dzień za dniem taka sama rutyna, wstać, iść do pracy, po pracy kolejne obowiązki, prysznic i spać, i człowiek żyje tak naprawdę tylko w dni wolne. Czas się zlewa w całość, tylko temperatura i kolory na zewnątrz się zmieniają a latka lecą. Dociągnąć tak do emerytury, dbać o zdrowie i dopiero wtedy będzie się można wziąć za jakieś drobne przyjemności~
>nie będąc z wyglądu chadem 20/10
a tak to zabawiaj polską ksiezniczkę to może łaskawie odpowie
Już jestem po jednym związku z Tindera, ogólnie nie było źle na początku, ale dziewczyna była typową kobietą "sukcesu". Miała ogromne parcie na wszystko co "lepsze" i warunki materialne, i po pewnym czasie zaczęła to przelewać na mnie. Bym rzucał obecną pracę i szukał lepszej, robił kursy i szkolenia (kiedy ja teraz jestem w dużej potrzebie na stabilną kasę, bo robię remont) etc., ogólnie robiło się toksycznie dla mnie i człowiek zaczął widzieć, że chce sobie zrobić ze mnie kolejny "achievement". Koniec końców powiedziała, że ucieka do Krakowa, bo w Radomiu jej kariera już nie urośnie. Nawet nie było mi przykro jak zerwaliśmy, czułem nawet ulgę, że będę mógł w spokoju zająć się własnymi sprawami.
Obecnie rozmawiam z kolejną dziewczyną poznaną przez Tindera, jesteśmy już po jednym spotkaniu i wykazuje ona chęć kontynuowania znajomości, więc jest znowu szansa na związek.
Pamiętam jak już za dzieciaka miałem szokujące objawienie: dorośli wokół mnie mają przerażająco szare, nudne życie, które nie oferuje nic w ogóle. Zapadło to gdzieś we mnie, nawet nie na poziomie werbalnego postanowienia, tylko jakby głębiej, podświadomym. I jakoś tak zawsze się wychodzi, że robię wszystko żeby uniknąć wpadnięcia w taki kierat, a jak nawet wpadnę, to jakoś się wykręcam.
Sam nie wiem do końca jak to działa - ale podstawą było wypięcie się na pracę w PL (chyba że absolutnie niezbędna bo nie będzie co jeść itp.) a zamiast tego jeżdżenie za granicę. Najśmieszniejsze że wcale nie jestem odważną osobą, wręcz przeciwnie - ale i tak wolałem we własnym subiektywnym odczuciu zaryzykować życiem i pojechać w nieznane, niż dać się złapać w polski kierat. Okazało się, że w danych warunkach było to najlepszą decyzją z możliwych. Wbiłem się w inwentaryzacje - rodzaj pracy który nie wymaga jakiegoś wielkiego wysiłku, a do tego jest sezonowy - paromiesięczne intensywne wyjazdy, na których dostawałem tyle, że potem spokojnie mogłem przesiedzieć w PL do następnego projektu, mając totalnie wyjebane na niewolnicze zatrudnienie w mojej miejscowości. Wielkich pieniędzy z tego nie było, ale jestem przyzwyczajony do "minimalizmu" w tym zakresie. Za to ilości czasu jakie miałem do swojej dyspozycji były niesamowite.
Piszę w czasie przeszłym, ponieważ obecnie decyduje się sytuacja, co mam robić dalej. Pisi Wał w podatkach (zwany w mediach "Polskim Ładem") zagraża opłacalności tego typu wyjazdów. Będę więc próbował "uciec do przodu" - wyjechać tak, żebym już nie musiał więcej wracać do tego bajzlu.
Czy się uda, zobaczymy. Ale nawet jakby co, w moim czasie wolnym, łażąc z nudów na kursy oraz samemu dłubiąc w temacie, nauczyłem się informatyki na poziomie wystarczającym do dostania całkiem ciekawego stażu administratora IT (sam się zszokowałem że się udało, a jednak), na którym przerobiłem większą część 2021. Miał on z góry określoną długość więc nie ma co żałować że się skończył - ale z całą pewnością mogę powiedzieć, nie był to staż polegający na robieniu kawy. Nauczyłem się co-nieco i może dam radę coś jeszcze "zwojować" w tym temacie. A nawet w razie totalnej "czapy" gdzie indziej, jest całkiem możliwe że mnie przyjmą jeszcze raz.
Ogólnie jednak, sam bardzo dobrze wiem jak to jest, mieć przejebane jak w ruskim czołgu i nie wiedzieć w którą stronę się zwrócić. Nie mogę też za wiele zasług przypisywać samemu sobie, w tym wszystkim miałem więcej szczęścia niż rozumu i dochodzę do wniosku że chyba ktoś "na górze" musi mieć na mnie oko. Jednak co chciałem ci przekazać, to że nawet sytuacje beznadziejne potrafią mieć jakieś wyjście - tyle tylko że ukazuje się ono w swoim czasie, nie da rady niczego przyspieszyć na siłę. Ożeniłem się w wieku 33 lat, teraz mam 38 i dopiero zabieram się za "poważną" robotę... Wiele razy chciałem się poddać - ba, nawet bywało, że to zrobiłem (i popijałem/nałogowo grałem/siedziałem na psychotropach). Ale zawsze w którymś momencie mnie dopadało poczucie, "a chuj tam, spróbuję jeszcze raz". I tak jakoś to idzie do przodu, może bajerów ani fajerwerków nie ma, wielkich wojaży też nie, ale i tak będzie kiedyś co opowiadać.
Niestety małe miasteczka to trumny, niby mam niedaleko do niemiec czy czech czy góry ale nigdy nie mogłem tam pojechać bo brak samochodu